Recenzja filmu

Bracie, gdzie jesteś? (2000)
Joel Coen
George Clooney
John Turturro

Poza prawem w rytmie bluesa

Czy można nakręcić świetny film na podstawie "Odysei" Homera, wcześniej jej nie przeczytawszy? Czy można zrealizować bardzo amerykańską historię, która jednocześnie miałaby uniwersalne
Czy można nakręcić świetny film na podstawie "Odysei" Homera, wcześniej jej nie przeczytawszy? Czy można zrealizować bardzo amerykańską historię, która jednocześnie miałaby uniwersalne przesłanie? Czy możliwe jest uzyskanie jednolitej historii w filmie, składającym się z niezliczonej liczby rozmaitych wątków? Tak, tak i jeszcze raz tak! A o czym właściwie mowa? A o najnowszej produkcji tandemu Coen-Coen "Bracie gdzie jesteś?" - jednej z najlepszych komedii ostatnich lat. Po braciach Coen oczekuje się filmów co najmniej poprawnych, przyzwyczaili nas bowiem do zaskakujących, opowiadanych z humorem i wnikliwością historii. Wspaniale zarysowanych postaci nie zabrakło i w tym filmie. Opowieść skupia się na trzech uciekinierach z obozu pracy. Jest wśród nich gadatliwy i pełen uroku drobny kryminalista Everett Ulysses McGill (George Clooney), w wiecznej potrzebie posiadania siatek do włosów i pomady marki "Dapper Dan" (która zresztą naprawdę kiedyś istniała), z komicznym zacięciem i uśmiechem a la Clark Gable. Jest też dobroduszny Delmar (Tim Blake Nelson), typ niezbyt rozgarnięty, ale gotowy podzielić się ostatnim kawałkiem pieczonego susełka. Jest też w końcu Pete (John Turturo), dryblas, wciąż rywalizujący o przewodnictwo w tym małym stadku. Przyjaźń tych trzech różnych typów wynika z konieczności - z łączącego ich początkowo łańcucha i nadziei na udział w zakopanym gdzieś ponoć przez Everetta skarbie. Mamieni wizją wielkich pieniędzy i nieokiełznanej wolności wyruszają więc ze swojej karnej kolonii, ścigani przez policję, której przewodzi tajemniczy stróż prawa, schowany za szkłami czarnych okularów i dzierżący w ręku smycz z równie pełnym nienawiści jak jego pan, psem. Chłopaki pędzą więc co sił w nogach i silnikach kradzionych po drodze samochodów przez amerykańskie Południe lat 30-tych. Towarzyszą im krajobrazy Mississipi, pola pełne tytoniu, las pełen susełków, które można upiec na kolację i muzyka - stary blues, który towarzyszy praktycznie każdej scenie i każdej sytuacji. Muzyka to ważny element filmu, niemalże dodatkowy bohater, która, choć początkowo traktowana przez uciekinierów tylko jako towarzyszka umilająca podróż i sposób na zarobienie paru groszy, staje się ich wybawicielem i drogą ku upragnionej wolności. Bohaterów czeka bowiem wielka przygoda, droga kręta, pełna niebezpieczeństw, ale i zaskakujących, czasem wręcz cudownych zdarzeń. Ich przyczyną są często dziwaczne i niewiarygodne napotykane postacie: czarnoskóry muzyk Tommy, który zaprzedał duszę diabłu by zostać wirtuozem gitary, stający się zresztą współtwórcą sukcesu naprędce "zmontowanego" zespołu "Chłopcy z mokradeł"; pozbawiony skrupułów, podstępny jednooki sprzedawca Biblii (rewelacyjny John Goodman); szalony, nienawidzący krów i robiący śmiałe napady na banki gangster, zachwycony myślą o śmierci na krześle elektrycznym; gubernator ubiegający się o reelekcję, będący jednocześnie gwiazdą radiowych programów kulinarnych. Pojawiają się tu wiejskie praczki, które okazują się homerowskimi Syrenami, niosące zagładę swoim śpiewem i urodą, a także członkowie Ku Klux Klanu ze swoją ponurą mszą nienawiści rasowej. Cudowna podróż trójki chłopaków ma luźne, ale jednak wyraźne związki z homerowską epopeją. Motyw długiej drogi do domu, pełnej przygód i postaci niezwykłych, przywodzi na myśl błąkanie się Odysa i jego kompanów po greckich morzach w poszukiwaniu przygód, niezapomnianych wrażeń a przede wszystkim bogactwa, które można zabrać do domu i które mogłoby służyć spełnieniu głęboko zakorzenionych marzeń. Bogactwo jednak nie jest tam, gdzie się go spodziewamy, ostrzegają nas już o tym na początku filmu ślepy prorok, uosobienie samego Homera, podążającego w nieznane na swojej drezynie: "Znajdziecie fortunę, choć nie będzie to fortuna jakiej szukacie". Sprawia to, że film jawi się jako opowieść w pełni uniwersalna, opowieść o poszukiwaniu szczęścia, wolności i swojego miejsca w życiu - sensu, często z pozoru nieuchwytnego. Budzą się skojarzenia z tzw. kinem drogi, a trójki głównych bohaterów nie sposób nie porównać do postaci Roberto, Zacka i Jacka z rewelacyjnego obrazu Jarmusha "Poza prawem" - historii uciekinierów z więzienia, których droga do wolności także jest kręta, pełna niespodzianek i specyficznego humoru. A dla fanów dobrego aktorstwa to prawdziwa gratka. Clooney wspina się na wyżyny swoich możliwości, epatuje męskim wdziękiem, a przewrażliwiony na punkcie swojej fryzury, wzbudza salwy niepohamowanego śmiechu. Rewelacyjni są także pozostali bohaterowie - Turturro o rozbieganym spojrzeniu, ciapowaty Nelson czy też szczwany Goodman i wymagająca, trzymająca mężczyzn pod pantoflem Holly Hunter w roli Penny. Film niesie ze sobą przesłanie mówiące o tym, że "nie wszystko złoto co się świeci". Niech nie martwią się jednak ci, którzy w kinie szukają po dobrej rozrywki - "Bracie gdzie jesteś?" to bowiem przede wszystkim wspaniała, nostalgiczna komedia.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones